Pracowite wakacje
2006-07-17 14:05:33„Pałacyk” przy ul. Kościuszki 34 we Wrocławiu. Miejsce, w którym obok siebie egzystują w harmonijnej zgodzie biuro podróży, bank stancji, gejowski klub Pink Inside i garść przeróżnych firm. Szukam Agencji Pracy Czasowej „Bogres”.
Wspinam się po schodach i podchodzę do tablicy ogłoszeń. Stojący przed nią młody chłopak mierzy mnie wzrokiem od stóp do głowy, po czym przesuwa się nieco, abym też mógł zapoznać się z ofertą. Czytam, mrucząc pod nosem: – Produkcja pierogów i pizzy: 4,6 zł brutto za godzinę na I i II zmianie. Praca przy mydłach i płynach za 4,6 zł, przy proszkach już lepiej, bo 4,8 zł... – Pracowałem tam rok temu – odzywa się niespodziewanie mój sąsiad – jeśli lubisz wdychać przez osiem godzin pył o zapachu proszku „E”, to serdecznie polecam.
Ucieszyłem się. Zamiast nudnawej rozmowy z pracownikiem biura, zasięgnę języka u byłego pracownika.
Okazuje się, że mój rozmówca to Marcin, student II roku historii. W zeszłym roku po raz pierwszy w życiu szukał pracy na wakacje. Ktoś znajomy powiedział mu o Bogresie, że to pośredniak, w którym zawsze można znaleźć jakąś pracę. I rzeczywiście. Wszystko poszło błyskawicznie – tak, jak chciał Marcin. Kwestionariusz osobowy, ekspresowe szkolenie BHP (film instruktażowy w postaci kreskówki), pobieżne badanie lekarskie, wyrobienie tzw. „książeczki wykonawcy”, podpisanie umowy i można już było zarabiać na wyjazd nad morze.
– Pytasz, czy mi się podobało? Słuchaj, praca fizyczna rzadko komu się podoba. Moim zdaniem za taką harówkę powinni płacić co najmniej 10 zł! – denerwuje się Marcin. – Do proszków już nie idę – dodaje. Fakt. Nie musi. Na tablicy ogłoszeń widnieje jeszcze kilkanaście innych ogłoszeń. Żegnam się z Marcinem i zastanawiam się czy próbował poszukać pracy gdzieś indziej. Ale ostatecznie nie pytam go o to i opuszczam gmach „Pałacyku”.
Kieruję się na ul. Piotra Skargi 22/5. Tu mieści się kolejna agencja pośrednictwa pracy – Adecco. Najpierw zapoznaję się z ogłoszeniami gęsto pokrywającymi dwie frontowe szyby. Przechodnie mogą przeczytać oferty bez wchodzenia do środka. Rozwiązanie dla leniwych? Z lektury jasno wynika, że pracodawcy przede wszystkim poszukują wykwalifikowanych robotników i inżynierów.
Nie jestem ani jednym, ani drugim. Jakże szczęśliwi są w naszych czasach miłośnicy przedmiotów i kierunków ścisłych! Nie poddaję się jednak i wchodzę do biura, żeby zapytać o szanse na zatrudnienie dla humanisty, za jakiego się uważam. Okazuje się, że nie jest tak źle jak myślałem na początku. Pocieszenie stanowią dla mnie słowa Tomasza Zawiskiego, kierownika biura, z którym ucinam sobie krótką pogawędkę. Stwierdził, że bez umiejętności technicznych bez problemu można dorobić w wakacje – w sklepach sportowych, odzieżowych, czy też obsługując akcje promocyjne. Poważniejsze oferty czekają osoby znające dobrze języki, zwłaszcza niemiecki. – Dziś pracodawcy poszukują osób, które wykazują się kreatywnością. To niezbędna cecha na stanowisku menedżera, asystentki zarządu itp. W tym dostrzegam szanse humanistów – uważa Zawiski. Pokrzepiony ruszyłem w dalszą drogę.
Następnym etapem był Work Service. Pasaż Niepolda – w nocy miejsce imprezowych ekscesów wrocławian, w dzień przeraźliwie pusty i spokojny. Tam zainteresowani znalezieniem pracy mogą liczyć na oferty Work Service. Wbiegam na drugie piętro biurowca, wchodzę i nieco już podmęczony siadam na krześle obok zadbanej blondynki. Agnieszka, 21-letnia studentka administracji, czeka na rozmowę z konsultantką. Mamy trochę czasu na wymianę zdań o ofertach pracy. – Prawdopodobnie zatrudnię się w supermarkecie. Już wiele razy pracowałam przy kasie i wykładaniu towaru. To najpewniejsza praca – przekonuje Agnieszka. Mówię, że nie musi pracować w supermarkecie, ponieważ widzę na tablicy dużo innych ofert. – Zgadza się – odpowiada – ale na inną pracę często trzeba długo czekać. Tutaj wystarczy książeczka sanitarna i zatrudnienie jest niemal od ręki.
Nie sprzeczałem się. Z zasady słucham bardziej doświadczonych osób. Ponadto Agnieszka poinformowała mnie, gdzie mogę znaleźć kolejny pośredniak, za co byłem jej bardzo wdzięczny.
Do niedawna Flex Work znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie konsulatu Holandii. Bliska obecność placówki dyplomatycznej wpływało dobroczynnie na atmosferę w agencji – obsługa była miła, sprawna i rzeczowa. O tych atutach opowiada mi 24-letni Robert, którego spotkałem pod nową siedzibą Flex Work na ul. Kołłątaja 15. – Rok temu dorabiałem podczas wakacji przy załadowywaniu samochodów dużej firmy kurierskiej. Dwie godziny rano, dwie pod wieczór. Taki system pracy bardzo mi odpowiadał – mówi Robert. – Mam zamiar ponownie się tam zatrudnić – dodaje. Wspomina też o pieniądzach: 7,6 zł brutto za godzinę. Rozstajemy się na ulicy.
Następnej agencji już nie odwiedzam. Upał i kilkugodzinny maraton po mieście dają się we znaki. Może jutro odwiedzę pozostałe pośreniaki? Zobaczymy. Bo szukanie pracy to męczące zajęcie.
Eryk Chilmon (eryk.chilmon@dlastudenta.pl)